18 sierpnia 2014

Budżet obywatelski Warszawa: największe poparcie uzyskała "Partia Rodziców"

Roman Pawłowski w "Gazecie Stołecznej" pisał o budżecie obywatelskim, posługując się figurą, że w Warszawie wygrała "partia pszczelarzy" (http://m.warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,106541,16317669,W_Warszawie_powstaly_nowe_partie_polityczne__Sa_nietypowe.html ).

Napisałem do redakcji gazety, że sprawa wygląda nieco inaczej. Artykuł bardzo ciekawy, słuszne jest podkreślanie wagi aktywności obywatelskiej, ale tendencja wygląda inaczej.

"Partia Pszczelarzy" - którą także popieram - uzyskała faktycznie znacznie mniejsze poparcie od "Partii Rodziców". Najwięcej głosów uzyskiwały projekty zgłaszane przez przedszkola i szkoły (czy to przez dyrekcje, czy - często - Rady Rodziców).
Niestety, zwykle - mimo WIĘKSZEJ liczby głosów - przegrywały one z projektami "partii pszczelarzy". Nie ma tu żadnego spisku, po prostu projekty przedszkoli i szkół były kosztowniejsze, a zasady budżetu obywatelskiego zakładały, że projekty realizowane są w kolejności będącej wypadkową liczby głosów I JEDNOCZEŚNIE możliwości zmieszczenia się w pozostałym budżecie. 

Czyli, w przypadku Służewia, kiedy projekt zagospodarowania Dolinki Służewieckiej, który zgromadził 1074 głosów (największe poparcie), wyczerpał większość budżetu wyznaczonego na ten rejon, projekt budowy bieżni i ścieżki zdrowia dla uczniów Szkoły Podstawowej nr 107 im. B. Malinowskiego, trzeci pod względem uzyskanej liczby głosów (619), nie zostanie zrealizowany, ponieważ jego kosztorys nie mógł się już zmieścić w środkach, które pozostały - i dlatego będzie realizowany tańszy projekt "pszczelarzy", który uzyskał faktycznie mniejsze poparcie (394, dopiero 14 pod względem zgromadzonej liczby głosów).

Oczywiście pszczoły są ważne, trzeba jednak zwrócić uwagę na skalę potrzeb przedszkoli i szkół - które uzyskały większe poparcie, realizowane jednak - w ramach tegorocznego budżetu obywatelskiego - nie będą. To jednak wyraźny drogowskaz zarówno dla radnych, jak i zarządów: te projekty powinny w pierwszym rzędzie być finansowane z budżetu miasta/dzielnicy!

Problem przepadania takich projektów wymaga też przekonstruowania zasady budżetu obywatelskiego - oraz, rzecz jasna, zwiększenia przeznaczonych nań funduszy.

Warto też, aby mieszkańcy Warszawy mogli głosować nie tylko w jednym obszarze - ale na projekty w całym mieście.
  

(Na marginesie: nie zauważyłem później w "Gazecie Stołecznej" rozszerzenia materiału o podane przeze mnie fakty, które pokazują wielki społeczny ruch, wynikający z braku funduszy na oświatę czy kulturę; została opinia o sile ruchu pszczelarzy...).

Budżet obywatelski: co się dzieje w sytuacji, kiedy projekt staje się nieaktualny?

Zastanawiam się, co dzieje się w sytuacji, kiedy grupa obywateli zgłosiła swój projekt w ramach budżetu obywatelskiego, projekt został zakwalifikowany, wybrany, i dopuszczony (bo przecież nie zawsze projekty z największym poparciem dostawały dofinansowanie - o sprawie piszę tutaj).

Nie mówię teoretycznie, a praktycznie - na przykładzie skrzyżowania Puławska/Al. Lotników na Mokotowie. Od dawna straszyła tam dziura w jezdni, uniemożliwiająca przejście pieszym podczas większego deszczu. Grupa mieszkańców (nie byłem z nią związany) zgłosiła projekt naprawy dziury z pieniędzy budżetu partycypacyjnego. Projekt niewiele "ważył", bo 10 tys. zł, zyskał duże poparcie - został wybrany i miał być realizowany w roku 2015. Tymczasem już teraz dziura została naprawiona - na pewno z innych środków. Bardzo dobrze zresztą - pytanie tylko, co dalej: czy te pieniądze na realizację w ramach budżetu obywatelskiego zostaną w przyszłym roku skonsumowane jako "refinansowanie" tego bieżącego wydatku, czy - za czym osobiście bym optował - "wrócą" do puli budżetu obywatelskiego? Tylko co w takiej sytuacji - czy przypadkiem nie trzeba znów "przeliczać" projektów, bo może jakiś projekt, który zyskał poparcie mieszkańców, a na który brakowało właśnie owe 10 tys. zł, miałby szanse na realizację?...

To pytanie o procedury. Poniżej zaś zdjęcie, dokumentujące stan z dnia dzisiejszego.


Co miasto będzie robiło z pieniędzmi z projektów, które staną się nieaktualne przed 2015 r.?...


5 sierpnia 2014

Kto zapłaci za darmowy podręcznik?

Wiadomo, że zapłacą wszyscy - z podatków. Ale szczególnie silnie koszty wprowadzenia "bezpłatnego" podręcznika do klasy I odczują rodzice innych dzieci: już podrożały podręczniki do innych klas.

Czy rząd zamierza w jakiś sposób zrekompensować te koszty?

Od miesięcy zadaję różnym osobom w Ministerstwie Edukacji Narodowej jedno pytanie: dlaczego - zamiast pośpiesznego pisania najważniejszego podręcznika w życiu człowieka, bo pierwszego - nie zaplanowano wprowadzenia ulgi podatkowej na podręczniki?

Byłoby to szybsze i naturalne, bez lęku o poziom merytoryczny... Dlaczego podjęto kosztowną decyzję o wprowadzeniu "darmowego" podręcznika?...

I pytanie kolejne - czemu o to nie pyta ani nikt z dziennikarzy, ani nikt z polityków licznych opozycji?... Wszyscy skoncentrowali się na akcji "cała Polska recenzuje podręcznik". A przecież tak nie musiało, i nie musi być.

Ciekaw jestem, co o sprawie myśli np. UOKiK. Czy nie jest to łamanie konkurencji?... Czy nie jest to przerzucanie kosztów na innych odbiorców, którzy muszą - muszą! - kupić podręczniki droższe?...